"Aye, matey?", czyli ahoj wesoła przygodo! 3/4
- Tomasz Łomnicki
- 19 cze 2022
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 14 lip 2022
Powolutku zbliżamy się do końca wpisów dotyczących marynarskiego zestawu, który już jakiś czas temu przygotowywałem. Dotychczas przedstawiłem Wam koncept pludrów, później dubletu, a dzisiaj przyszła pora na element, który jest niesamowicie charakterystyczny, jeżeli chodzi o klimaty morskie. Jest nim specyficzny rodzaj kurteczki, który w nomenklaturze anglosaskiej nosi nazwę „cassock”.

Jeszcze słowem wstępu energii do przygotowania wpisu dało mi ostatnie udostępnienie od Pracowni Projektów Historycznych, gdzie Bartosz Ligocki zaprezentował swoją sylwetkę marynarza z XVII wieku. Niesamowicie przypadała mi do gustu, tzn. sam Bartosz może mniej, ale ubrania całkowicie. Co ciekawe są tam tez i dodatki od Warsztatu pod Dziadku, który także popełnił na ten temat osobny wpis. Zachęcam Was do lektury, standardowo wszystko jak zawsze zostało przeze mnie dla Was zalinkowane.
Ale wróćmy do mej ubogiej dłubaniny!
Cassock
Podczas naszych rozważań z Klientką stwierdziliśmy, że mimo tego, iż będzie miała dublet oraz płaszcz to stworzymy dla niej jeszcze ten sławetny kasak. Z kilku powodów. Po pierwsze jest on powszechny na ikonografii, po drugie jest dosyć uniwersalny – można go nosić bezpośrednio na koszulę, ale jeżeli byłoby chłodniej to i bez problemu można zarzucić na dublet. No i po trzecie jak obszywać to po całości. Więcej ubrań, więcej szpeju! ;)
Zaczynając zatem od źródeł wszelki oraz maści. Jeżeli przejrzymy ikonografię Zachodnią, to oczom naszym pojawi się multum przedstawień osób żyjących z morza noszących takie ubrania. Oczywiście jak na człowieka kierowanego rozumem i godnością człowieka zerkałem przede wszystkim na przedstawienia z Niderlandów oraz Brytanii.
Jak widać kurteczek tego typu były od groma i posiadały różnego rodzaju zapięcia. My zdecydowaliśmy się na prostą formę, która byłaby zapinana pod szyją na jeden guzik i pętelkę. Nie ma co więcej kombinować.
Swoją drogą ciekawa sprawa, bo istnieje coś takiego jak smock-frock czyli swego rodzaju płócienna koszula, która była używana przez ludzi „robotnych”. Nie wiem na ile to jednak sięga XVII wieku. Wykonywana często z płótna i barwiona na kolor niebieski (indygo), funkcjonuje nawet określenie na to jako fisherman’s smock. Tutaj jednak trzebaby się nad tym głebiej zastanowić. A w ramach ciekawostki przedstawię Wam zdjęcie niderlandzkiego bodaj rybakaj, który zapomniał, że XVII wiek się dawno skończył :P

Dobrze, ale teraz pytanie – skąd wykrój? Zatem z góry Wam mówię – wykroju zachowanego nie posiadamy. Raczej ubranie było na tyle banalne, że nie ma tutaj czego szukać po zabytkach. Dużo osób opiera się na jakimś krążącym wykroju z zachodu, ale nie wiemy czy to inwencja własna twórcy czy oparte na czymś konkretnym. Natomiast ja, grzebiąc po księgach krawieckich z Hiszpanii, oparłem się na wykroju, który jak najbardziej pasował mi do tej formy odzieży. Ubranie o którym mówię to „gabardina” i uwaga to nie jest ten kasak! Po prostu wzałem ten krój, bo zdał mi się najlepszym dla mych przypuszczeń. Sama bowiem gabardina to, z tego co rozumiem, odpowiadam nam koszulą zakładanym bezpośrednio na pancerze (znane u nas i na Węgrzech).
No dobrze, mając to wszystko przystąpiłem do zbierania tkanin. Na wierzch poszła szara wełna od Woolsome o średniej grubości, a pod spód – zwykły szary len. Nie kombinowałem tutaj nic ponadto to, bo tez i nie było powodów. Wykończenia i belki robione oczywiście lnianą nicią. Oczywiście sam cassock mógł byś niepodszywany lub, z tego co czytałem, wykonany też z płótna. Tutaj jednak nie szliśmy w tym kierunku, lepsza dodatkowa warstwa ciepła.
Ubranie jest dosyć krótkie i z tego też powodu nie robiłem w nim żadnych otworów kieszeniowych (bez problemu można do nich sięgnąć). Plecy zrobione są z jednego kawałka, przód z dwóch (chociaż mógłby bez problemu tez być z jednego), jako że były to dwa kawałki to zabezpieczyłem je belką, aby nic złego się nie stało podczas zakładania i ściągania. Jeżeli chodzi o zapięcie to wykonałem guzki z tej samej tkaniny co wierzch oraz wykonałem lnianą nicią pętelkę.
Rękawy nie posiadają żadnych zapięć, ubranie jest na tyle szerokie, że bez problemu można je naciągnąć na dublet. A bez niego tym bardziej z łatwością wchodzi na koszulę. Usztywnienia znajdują się tylko w kołnierzu oraz w skrzydełkach.
Na koniec całośc prezentuje się w ten sposób. Wydaje mi się, że „trzyma klimat” i jest zbliżone w jakimś stopniu do tego co widzimy na zabytkach.

Comments